W kwartalniku “Książki. Magazyn do czytania” ukazały się recenzje zapowiadające dwie najgorętsze wiosenne nowości naszego wydawnictwa – powieść “Jabłko Olgi, stopy Dawida” Marka Bieńczyka i “Masakrę” Krzysztofa Vargi. Zapraszamy do lektury.
Marek Bieńczyk, “Jabłko Olgi, stopy Dawida“ – premiera 18.03.2015
Bieńczyk jako dobro narodowe. Fabularna rama nowego zbioru esejów Marka Bieńczyka – opowieść o młodej dziewczynie, która przez całe życie pamiętała smak zjedzonego w młodości jabłka, i o stopach starego mężczyzny, Żyda, który w czasie wojny uciekł z getta (z transportu?), a potem wędrował, usiłując ocalić życie – wprowadza nas w klimat tego zbioru. Jak zawsze u Bieńczyka klasyka współżyje tu z popkulturą, Proust z Dalidą i Marilyn Monroe, Hopper z Sempém, ale istotą tego tomu jest odciskanie się życia w tym, co najbardziej ulotne – geście, guście, zmysłach, pamięci.
Istnieje pisarz, który zdaje się bratnią duszą Bieńczyka. “Porusza [go] i mobilizuje niewstrzymany stukot serca, tłok, który pracuje niezmordowanie w każdej okoliczności. Niepojęta dla niego i zarazem unosząca go, wypełniająca wzniosłym zdziwieniem mrówcza pilność życia, ujawniająca się najmocniej tam, gdzie jest ono najbardziej zagrożone albo najbardziej, wydawałoby się, “nieistotne” – pisze o Eliasie Canettim. Zważywszy na ironiczne czasy, w jakich żyjemy, Bieńczyk z jego zachwytem i pochwałą bytu jest naszym dobrem narodowym.
Krzysztof Varga, “Masakra“ – premiera 8.04.2015
Do tradycji polskiej powieści alkoholowej po Jerzym Pilchu i Patrycji Pustkowiak dołącza Krzysztof Varga. Akcja rozgrywa się w ciągu mniej więcej doby we współczesnej Warszawie, w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, kiedy patriotyczny tłum, którego duchowym przewodnikiem jest Czcigodny Starzec (karykaturalna wersja Jarosława Marka Rymkiewicza), oczekuje uroczystego przejazdu darzonego niemal religijną czcią Wraku Samolotu przez stołeczne ulice.
Ale Stefan, muzyk rockowy, były lider zespołu Wywłoka, ma na głowie własne problemy. Próbuje wyjść z ciągu alkoholowego, a zorientowawszy się, że jest w domu sam (czyżby ukochana w międzyczasie go opuściła, zabrawszy dzieci?), a w dodatku zgubił portfel i komórkę, rusza w odyseję po warszawskich ulicach. W knajpach przy Trakcie Królewskim, na pl. Zbawiciela, a następnie w mieszkaniu na Pradze i znów w knajpach w centrum (z których wiele ma realne odpowiedniki) spotyka korowód postaci. Prezesa, który swojemu brakowi właściwości zawdzięcza pełnienie tej funkcji w kolejnych zarządach, Doktora (specjalność: patomorfologia), niedocenianego Poetę, aspirującego do roli prawicowego przywódcy Proroka, modnego lewicowca Wątrobę, sławnego eseistę Docenta, byłą największą miłość Wiedźmę, a wreszcie Lucyfera (vel Lucjana) we własnej osobie.
“Masakra” to zarówno brawurowa powieść o psychologii i fizjologii nałogu (patrz: przepis na klina idealnego), jak i kolejny w twórczości autora utwór rozliczeniowy inteligenta w wieku średnim. Bo kimś takim – odrzucającym logikę zysku za wszelką cenę i pokusy celebrytyzmu – jest Stefan, nieuchronnie odstawiany na boczny tor przez kryzys branży fonograficznej a czasach internetu i nową epokę, w której Sława jest ważniejsza niż Sztuka. Varga z cienką ironią pokazuje pesymizm bohatera, zakładającego, że żyje w erze kryzysu kultury, który do pewnego stopnia jest jedynie maską poranionego ego (świat mnie nie chce, bo jest zły). A jednocześnie z werwą pokazuje panoramę polskich niepokojów, obsesji i mód – choćby te knajpy przy pl. Zbawiciela, w których młodzi prawicowcy zażarcie dyskutują z młodymi trockistami. Tak jak jego bohater Varga nie zaskoczy czytelników “Masakrą“. Ale kolejny raz napisał powieść gorzką i smutną, a zarazem nieodparcie zabawną. To nietypowa mieszanka, po której czytelnikowi nie grozi kac.