Piękna, poruszająca książka
“W sam raz na krótki lot samolotem: książeczka Elizabeth Strout zmieści się nawet w kieszeni wypchanej po brzegi walizki. Ale choć lekka i napisana równie lekkim piórem, “Mam na imię Lucy” to rzecz wagi ciężkiej. Zamknąć na niespełna dwustu stronach losy długiego małżeństwa, historię spędzonego w ubóstwie dzieciństwa, opowieść o trudnej relacji z matką i o stawaniu się pisarką – oto prawdziwa sztuka. A mieści się tu o wiele więcej! Strout pisze, jakby robiła koronkę, czy wyszywała haft na białym obrusie. Łapie oczko za oczkiem, nitka za nitką, z drobnych detali tworzy wyrafinowany wzór, a gotowa kompozycja okazuje się tylko fragmentem jeszcze większej. Tak samo jest z Lucy, dla której przedłużający się pobyt w szpitalu stanowi pretekst do spotkania z matką i rozmyślań o przeszłości. Kobieta dotkliwie czuje swoją osobność, a przecież jest częścią skomplikowanych rodzinnych i towarzyskich konstelacji: nigdy nie oderwie się od Illinois i od matki; zawsze będzie wpływać na życia swoich dwóch córek. Raz zadzierzgnięte relacji, nawet te przejściowe, łączą nas z innymi, czasem boleśnie, czasem radośnie i czy tego chcemy, czy nie – trwale. Piękna, poruszająca książka.”
– Małgorzata Sadowska, Newsweek 04.07.2016