Powiedzieć, że Wiele demonów jest naprawdę świetną powieścią, to nic nie powiedzieć. Powiedzieć, że Pilch wracając ze swoją najnowszą powieścią na rynek wydawniczy, dał czytelnikom najlepszą książkę, jaka wyszła spod jego pióra, to być może powiedzieć za dużo. Ale bynajmniej nie skłamać. Po lekturze Dziennika czuło się wielki niedosyt dla beletrystyki Pilcha. Z utęsknieniem wypatrywało się nowej powieści, choć sam autor straszył trzęsącą się od Parkinsona ręką, która pracować raz pozwala, a innym razem nie, dając przy tym dość powolny efekt. Ale czekać zdecydowanie było warto.
Wiele demonów zabiera nas w znajome klimaty, do kręgu swojskich bohaterów. Choć nazwa miejscowości może mylić, to doskonale Sigłę umiemy umiejscowić na mapie luterskiej Polski. To miejscowość wypoczynkowa w księstwie cieszyńskim, tuż obok dobrze nam znanych („Narty Ojca Świętego”) Granatowych Gór. A i postaci żywcem wzięte z innych wiślańskich opowieści Pilcha – Pan Naczelnik, starka Zuzanna, tylko ksiądz Wantuła musiał zostać zastąpionym przez nowego pastora. O owego właśnie księdza Mraka się rozchodzi. A ściślej mówiąc, nie tyle o niego samego, jak o młode Mrakówny, dwie córki pastora – Olę i Julę. Dziewczęta, które powinny zapewne w parafii świecić przykładem, przysparzają nie lada problemów swoim rodzicom. Nic standardowego, siostry Mrakówny są na zwykłe chuligańskie wybryki zbyt wyrafinowane i zanadto mądre. Zacznijmy od czytania ksiąg zakazanych, zacznijmy od nieziemskich imprez pod nieobecność pastorostwa. Ale to jeszcze nic w porównaniu ze zgryzotami, jakie siostry mają dla ojczulka w planach. Starsza, Jula, w dzień wigilijny zjawia się ze swoim chłopakiem katolikiem. A młodsza, Ola, po prostu znika. Stąd kryminalno-luterski wydźwięk książki, choć nie przez całą powieść Ola jest zaginiona, choć nie przez całą powieść Oli się szuka…
Monika Samitowska-Adamczyk
Więcej: http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje-ksiazek/2538/demony-nasze-historie-opowiadaja