Z autorem “Wielu demonów” rozmawiały Iga Gierblińska i Katarzyna Olczak:
– Z jaką myślą zasiadał pan do pisania ostatniej powieści?
– O, człowieku… Nie pamiętam, co było wczoraj! Mózg przerzedzony. Pisałem to cztery, pięć lat, a skończyłem rok temu, więc nic z tego nie pamiętam. Kompletnie nic! A jeszcze żebym pamiętał myśl, która temu towarzyszyła? U mnie jest wszystko w obrazie. Jest obraz, przychodzi do głowy. Natręctwo ciszy z drugiego rozdziału „Wielu demonów”, ciszy kogoś idącego z wysoka, z gór, późno wieczorem, słychać kroki, wszystko wygłuszone przez śnieg. Kiedy taki obraz się pojawia, to trzeba go zapisać i przestać o tym myśleć, ale już masz, że ktoś idzie z wysoka, przez śnieg, no to kim jest? Dokąd idzie? Najlepiej jakby był jakimś prorokiem. Po coś przyjechał, skądś wrócił. Tak się to obudowuje, toczy się nierealistyczna akcja. Literatura jest stawianiem pytań. Jestem człowiekiem, który stoi po ich stronie.