Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie – jeden z najlepszych radiowców wszech czasów w szczerej, chwilami bolesnej, ale zazwyczaj pogodnej i zabawnej książce, która wyjaśnia, skąd się biorą Niedźwiedzie.
Wszyscy znamy głos Marka Niedźwieckiego. Dla wielu to wzorzec radiowego brzmienia. Jest jednym z niewielu mistrzów tworzenia nastroju wyłącznie za pomocą dźwięku.
Ale nie wszyscy wiedza, jaka cenę ten chłopak z Szadku zapłacił za popularność. W swojej nowej książce Marek Niedźwiecki opowiada nie tylko o drodze, jaką rozpoczął w prowincjonalnym miasteczku, ale też o samotności z wyboru, w której żyje w Warszawie.
Mówi też dużo o muzyce, która nie odstępuje go na krok. W ‘Radiocie’ gra w piłkę na cmentarzu, mieszka w zapluskwionym akademiku, w lesie nadaje audycję dla samego siebie, skręca autem tylko w jedną stronę, odkrywa, że Australia to jego ląd wymarzony. Ucieka…
Dla fanów jego kultowego głosu to będzie wyjątkowa przyjemność. Marek Niedźwiecki sam opowiada swoja historię. A jak przystało na człowieka radia – na bieżąco komentuje i opowiada to, czego nie ma w tej książce.
Byli tacy w Szadku, którzy uważali mnie za dziwnego. Nie z powodu wyglądu, lecz zachowania. Jeśli chodzi o wygląd, to fryzurę musiałem mieć obowiązkowo „na jasia” – czyli włoski czesane do przodu i obcięte równo z tyłu, taka fryzura na garnek. Wolałbym być bardziej ekstrawagancki, czyli z przedziałkiem, ale przedziałek był dla starszych, nie dla takich dzieciaczków jak ja. Dlatego szło się na polecenie taty do pana Cajmera – fryzjera w Szadku – gdzie, siedząc na fotelu przed lustrem, przeżywałem traumy zupełnie jak u dentysty. Nienawidziłem „jasia” – w telewizji leciała wtedy bajka kukiełkowa Jacek i Agatka, bohaterowie mieli takie właśnie fryzury „na jasia” ze sznurkowych włosów. Noszenie fryzury „na jasia” sprawiało mi niemal fizyczny ból.
Nie bywałem w sklepach z ubraniami – mama wszystko kupowała sama. Moje pierwsze prawdziwe dżinsy to dopiero szkoła średnia. W podstawówce mogłem mieć polskie, pamiętnej marki Odra. Ale one się nie ścierały jak te prawdziwe. Pracowało się nad nimi cegłą – przecierało się dla efektu, ale prędzej można było zrobić w nich dziurę niż je zetrzeć.
Pierwsze dżinsy kupiłem sobie w Zduńskiej Woli w sklepie Pewexu – to były rifle i kosztowały siedem dolarów, siedemdziesiąt centów. Wranglery były o dolara droższe i to była znacząca różnica. Kupowało się więc te za siedem siedemdziesiąt. Potem kupowałem dżinsy podczas każdego wyjazdu za granicę, jakbym sobie wciąż kompensował ten brak dżinsów w podstawówce.
Mama robiła na drutach, więc my, całe rodzeństwo, chodziliśmy zawsze w takich samych, wydzierganych sweterkach. Może byliśmy nawet modni, bo wtedy się liczyło, że ktoś ma coś oryginalnego, a nie kupione w sklepie spod sztancy. Jednak trochę cierpiałem z tego powodu, bo wolałbym mieć sweter szetlandzki, a nie zawsze ten zrobiony przez mamę na drutach, brązowy, z wzorem w warkocze. Ale to mama decydowała. Może siostra jeszcze mogła coś wymóc, że chce na przykład taką czy inną sukienkę, ale ja nie. Postanowiłem więc, że będzie mi zupełnie wszystko jedno, że nie będę przywiązywał wagi do stroju. Mama robiła swetry, spodnie szył krawiec Glapiński w Szadku. Pan Glapiński szył mi też garnitury do komunii i na studniówkę.
fragment książka
Marek Niedźwiecki – urodzony w 1954 r., dziennikarz muzyczny, jeden z najwspanialszych głosów w historii polskiej radiofonii, przez lata związany z Programem III Polskiego Radia, twórca legendarnej „Listy Przebojów Trójki”, pomysłodawca wielu serii płytowych, m.in. Smooth Jazz Cafe i Muzyka ciszy.
Samotnik, podróżnik, wieczny prowincjusz, miłośnik Gór Izerskich, Australii i australijskiego wina. Zdjęcia własnego autorstwa z wypraw prezentuje na swoim blogu.
format: mp3
isbn: 9788364142703
InPost Paczkomaty – 15,00 zł
Kurier – 15,00 zł
OrlenPaczka – 15,00zł
Punkt odbioru Pocztex – 15,00zł
Punkt odbioru DHL POP – 15,00zł
Recenzje